Wynalazki gramatyczne
Mój siostrzeniec miał serce bólami poetyckim
przepełnione – brakowało mu przedmiotu, do którego zgromadziłby te
wszystkie uczucia i uniesienia. Jednym razem przybiega do mnie z papierem w
ręku.
– Kochany wujaszku –
rzecze – mam przedmiot, mam treść, mam o czym napisać dumę! Ach, co za
szczęście! Byłoby serce moje pękło nareszcie.
– Co ty gadasz, co się stało?
– Ach, wujaszku, na szczęście
umarła moja cioteczno–stryjeczno–przyrodnia siostra, panna Agata,
stąd o milę w Ciapurzynie mieszkająca.
– Chłopcze, bój się Boga! A cóż
to za szczęście, że ci cioteczno–stryjeczno–przyrodnia siostra
umarła! Czyż się godzi cieszyć z czyjejś śmierci? Nic ci złego nie zrobiła, i
nic ci też nie zapisze, bo sama nic nie miała i siedziała przy krewnych. Wstydź
się, to grzech gadać takie rzeczy.
– Ależ, wujaszku –
odpowiedział zawstydzony siostrzeniec – ja się nie cieszę bynajmniej z
śmierci mojej krewnej, i owszem, bardzo się smucę, bo oto napisałem dumę na
jej zgon, powiedziałem ten wyraz na szczęście dlatego, że jej śmierć
nastręczyła mi przedmiot do poezji. Bo to najtrudniej o przedmiot; uczucie,
uniesienie, zapał jest tu, tu w sercu! – przydał, bijąc się po piersiach
– tylko...
– Tylko myśli nie ma, bardzo
maleńkiej rzeczy, mój kochanku – rzekłem mu na to – bo przy zdrowej
myśli znajdzie się i rzecz i silne jej objęcie. Ale czytaj no wasze, cóżeś tam
napisał?
Alfred zaczął deklamować następującą
strofę:
Cierpiąc srogie bólu
ostrze,
Zawsze tęskniąc, tęskniąc p'siostrze,
Cmentarnemu'm szedł k'pólkowi.
Mistrz rzekł: –
Poddaj się losowi,
Zważaj n'ogół, nie na siebie,
Tęsknisz p'siostrze! ona w niebie,
Um pogodny, czy pochmurny,
Nie odgadnie boskiej woli,
Los co chce dorzuci d'urny,
Co jest składem naszej doli.
– Pokaż no! pokaż! –
zawołałem, biorąc mu z ręki tę pierwszą strofę nieśmiertelnej dumy. – Ani
słowa nie rozumiem? Co za psiostra, jaki tam kpulek, co za nogół durny ?
Czy ci się w głowie przewróciło? Wstydź
się twoją biedną krewnę tak brzydko przezywać, to już za wiele!
– A że też wujaszek ani na krok
z wiekiem nie postąpił – zawołał Adolfek. – Czy to wujaszek nie
czytał naszych gazet? A ja, jak tylko
stąd rubelka dostanę, zaraz go obracam na zakupienie najnowszych poezji. Jak one są tanie! Pięć wierszy za grosz. Czyż
to nie za bezcen?
– I
cóż z tego? – zapytałem się.
– Otóż, czy wujaszek nie uważał
tej szczęśliwej, znakomitej nowości, zaprowadzonej od niejakiego czasu. Zdarzy
się poecie wiersz za długi o jedną sylabę, wyrzuci ją bez ceremonii, da w to
miejsce akcent przy spółgłosce i rzecz skończona. Jaki przestarzały rymopis
to by sobie cały dzień głowę łamał nad przerobieniem wiersza i jeszcze by myśl
zepsuł. A ja czyżbym zdołał uczucia moje pomieścić w ramach ośmiozgłoskowych,
gdyby mię nie poratowały akcenta.
Z
listu do redaktora „Gazety Codziennej” ( 245/1856)
Wynotowane przez Juliana Tuwima w „Cicer cum
caule”