Anabis 3
ANABIS |
16 Września 2010 |
Mikołaj Rey
napisał ongiś:
„A niechaj narodowie wżdy
postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”
co wielu wielce potem
zadziwiło:
„Co też ten Rey powypisywał? Przecież wiadomo, że gęsi to nie ryby i język mają!”
Mędrkowano, mędrkowano aż wreszcie wymyślono i obecnie w Wikipedii znajduje się taka kwintesencja tych wymysłów:
„W posłaniu tym autor, zgodnie z ideałami Reformacji,
daje do zrozumienia, że Polacy mają nie język gęsi (łacinę, nazywaną tak od brzmienia jej wymowy, od gęsich
piór używanych ówcześnie do pisania,
a w kontekście legendy o gęsiach, które obroniły Rzym) lecz swój własny,
polski i tym samym deklaruje kulturową
i polityczną niezależność Rzeczypospolitej od papieskiego Rzymu”
Wprawdzie Rey przystąpił do Reformacji, jednak przypisywanie mu aż tak politycznego wydźwięku tych słów jest niezmiernie wydumaną przesadą, a 3 dodatkowe argumenty są wydumane wręcz śmiesznie:
1) brzmienie łaciny w niczym nie przypomina gęgania (już prędzej można by to napisać o francuzczyźnie) i nie można znaleźć by ktoś w epoce Renesansu tak łacinę określał
2) gęsie pióra? – a co to ma wspólnego z ich „językiem”, poza tym że dotyczy gęsi
3) gęsi które ocaliły Rzym? – jeszcze gorzej.
Niektórzy brną w kompletny idiotyzm:
„Mówiąc
„gęsi język” Rej miał na myśli język tych
wszystkich, którzy ulegali wpływom cudzoziemskim, którzy mówili i pisali żargonem, którzy gęgali, czyli bełkotali. Niewykluczone, że
wprost nazywał „gęsim językiem” łacinę (sfery wykształcone
posługiwały się nią wtedy powszechnie w dokumentach
pisanych)”
Jak
można przypuścić, że Rey uważał łacinę za „żargon” i „bełkot” !!!???
A przecież
jest wyjaśnienie całkiem proste:
Że gęsi
mają język anatomiczny jest oczywiste, więc Rey
mógł mieć na myśli tylko język prawdziwy (mowę)
– taki jakim posługują się ludzie. Polacy nie są gęśmi, bo TAKI
język mają – tyle tylko że jeszcze (w czasach
Reya) bardzo rzadko posługują nim się w piśmie.
A że przeciwstawił Polaków gęsiom?...
równie dobrze mógłby napisać „Polacy nie kaczki”, ale być może akurat gęganie za oknem przeszkadzało mu w
pisaniu (nb gęganie jest bardziej irytujące niż kwakanie).
Że
nie napisał przymiotnikowo (np „Polacy mają nie gęsi język, lecz
swój własny”)?... Tak jak napisał też jest dobrze! no
i wchodził w grę zwykły kłopot poety, aby linijka miała tyle sylab ile
trzeba, w tym przypadku 13.
Cała ta historia
przypomina słynne Mickiewiczowskie 44, o którym też spłodzono wiele dociekań
i domysłów, mimo iż podobno sam Mickiewicz wyjaśnił Sewerynowi Goszczyńskiemu,
że wstawił 44 ot tak sobie. A niby co miał wstawić?...
rym jest, brzmi to dobrze i tajemniczo, do atmosfery
„Dziadów” pasuje – chyba wystarczy.
18 Września 2010 |
Mark Twain dorobił kiedyś ciągi dalsze
do dwóch umoralniających anegdot, ale – zapewne przez przeoczenie
bądź znudzenie – nie dorobił ciągów dalszych do tak znanych przypowieści
jak dwie poniższe:
Przypowieść o
robotnikach w winnicy
Gospodarz wyszedł rano na rynek, by wynająć robotników za 100 zł dniówki. A że pracy w winnicy było dużo, wychodził jeszcze czterokrotnie – nawet godzinę przed zmierzchem – i najmował tych co stali na rynku bezczynnie: „Idźcie pracować w mojej winnicy, a co będzie słuszne, wieczorem wam zapłacę” A kiedy nadszedł wieczór dał po 100 zł każdemu. Ci co pracowali od rana oburzyli się, na co rzekł im: „Nie czynię wam krzywdy. Przecież umówiliście się ze mną na 100 zł. Weźcie co wasze i idźcie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Pozwólcie mi być dobrym”
Ciąg
dalszy:
Drugiego
dnia rano gospodarz zastał na rynku tylko trzech chętnych do pracy. Wychodził jeszcze
trzy razy, ale zastawał niewielu więcej. Dopiero
pod wieczór znalazł dostateczną ilość. Kiedy wypłacił każdemu po 100 zł,
nie było tym razem żadnego szemrania, ponieważ robotnicy wynajęci wcześniej
zostali już dyskretnie pouczeni przez wczorajszych (i zaproszeni przez
nich na nocną popijawę). Niemniej w winnicy nie zostało
wykonane to co należało tego dnia wykonać.
Trzeciego dnia gospodarz
dopiero pod wieczór znalazł chętnych do pracy
– tym razem bardzo wielu. Przez godzinę nie zdołali wykonać ani piątej części koniecznej
na ten dzień pracy, zwłaszcza że w natłoku przeszkadzali sobie wzajemnie.
Każdy dostał 100 zł – i wszyscy razem zdrowo
pili do nocy za zdrowie gospodarza. Czwartego dnia...
Przypowieść o synu
marnotrawnym
Gospodarz miał trzech synów. Najmłodszemu
znudziła się praca u ojca – zażądał swojej części majątku, poszedł w
świat i roztrwonił wszystko na hulanki i ladacznice. A nie mogąc nigdzie znaleźć
pracy, wrócił skruszony do domu. Ojciec nie czynił mu żadnych wyrzutów
– przyjął go do domu, obdarował sowicie i wydał ucztę z okazji
jego powrotu. Starsi synowie się wzburzyłi: „Nigdy nas tak nie obdarowałeś
ani nie wyprawiłeś nam uczty". Lecz on im odpowiedział: „Więcej
raduję się serce moje ze skruchy syna marnotrawnego niż z dwóch synów którzy
żyli sprawiedliwie”
Ciąg dalszy:
Następnego dnia średni syn zażądał swojej części majątku.
Otrzymawszy ją, zniknął na rok i przepuścił wszystko na hulanki i ladacznice
(zasięgnąwszy przedtem porady najmłodszego, gdzie i jak czynić to najprzyjemniej).
Kiedy wrócił z (udaną) skruchą do domu, ojciec nie dręczył go wymówkami,
lecz obdarował i wyprawił ucztę – skromniej wprawdzie, bo majątek
był uszczuplony, a najmłodszy przyzwyczaił się do lenistwa.
Kiedy najstarszy syn protestował, ojciec rzekł: „Skoro ze skruchy
najmłodszego się radowałem, to czyż mam nie radować się ze skruchy średniego”
Następnego
dnia najstarszy syn zażądał swojej części majątku, a otrzymawszy ją zrobił
to co bracia młodsi. Kiedy po roku wrócił, uradowany
ojciec dał mu stare buty i wytoczył z piwnicy beczułkę skwaśniałego
wina na ucztę. Po czym wziąwszy resztę gotowizny,
umknął chyłkiem z domu by użyć sobie na stare lata. Kiedy wrócił...
|
23 Października
2010 |
Dla tych co
narzekają na męczarnie ortograficzne projekt radykalny:
SKASOWAĆ „o” kreskowane – wszędzie gdzie dotąd było „o kreskowane” pisać i WYMAWIAĆ „o”
narod = naród (narodowy)
gwoźdź = gwóźdź (gwoździe)
osemka = ósemka (osiem)
moj = mój (moje)
kłotnia = kłótnia
kłopotow = kłopotów (nieco dziwnie, ale ujdzie)
woda = woda albo... wóda
(to ostatnie to chyba jedyny kłopot, no ale z wódy można zrezygnować albo pisać ją „wuda”)
Skoro nasi pra–pra–pra–...–dziadowie zaczęli wymawiać „a nosowe” jako „o nosowe”
(czemu? tego już chyba nikt nie dojdzie), to i my damy sobie radę. Odwagi!
|
20 Marca 2017 |
Inteligencja mężczyzn a inteligencja kobiet
|
Wykres czerwony – rozkład inteligencji kobiet Wykres niebieski – rozkład inteligencji mężczyzn Średnie wartości oznaczone są kreskami pionowymi. Jak widać średnia inteligencja mężczyzn (IQ = 100) bardzo nieznacznie przewyższa średnią inteligencję kobiet (IQ=97). Tak nieznaczna przewaga (3%) wydaje się być bez znaczenia, jednak tak naprawdę przewaga mężczyzn jako grupy jest miażdżąca! |
Otóż im wyższe IQ tym więcej dana osoba wnosi do intelektualnego dorobku ludzkości – zatem ci z większym IQ są ważniejsi. A ci z podprzeciętnym niemal na pewno nic nie wnoszą.
Tak by było również wtedy gdyby gdyby inteligencja kobiet była równa inteligencji mężczyzn, a nawet ciut wyższa – decydujące jest bowiem rozproszenie wobec średniej, które u mężczyzn jest jak widać znacznie większe.
P.S.
1) Ta kwestia w ogóle nie jest podnoszona w rozważaniach – może przez polit–poprawność, a może jest niedostrzegana.
2) Wynika stąd że rozrzut jakiejś cechy wartościowalnej jest dla populacji korzystny! (czyli – jednak różnorodność)
|
VI 2017 |
W walce z nałogiem papierosowym zakazano ostatnio
(zapewne Unia Europejska) umieszczania informacji o zawartości nikotyny,
substancji smolistych itp. Idea jest jasna – jeśli palacz wybierze papierosy mniej szkodliwe,
to tym bardziej sobie zaszkodzi, jako że wszystkie są jednakowo obrzydliwe, nawet gdyby miały zero czegoś
tam.
Jest w tym przesłanie do producentów – a
pchajcie do nich co wam się żywnie podoba, niech palacze
się boją.
Ponadto na każdej paczce musi być obrazek obrzydzający
palenie, z podaniem jakiejś choroby przez nie wywoływanej.
Wynotowałem:
zęby,
dziąsła, miażdzyca, płodność, płuca, wzrok, zawał, impotencja, jama ustna,
udar,
gardło, niepełnosprawność, poronienie.
Ale to
mało. Proponuję: „Palenie jest przyczyną homofobii” „Palenie powoduje poglądy prawicowe”
I jeszcze coś bardzo wrednego, co ostatnio zdarza
się w różnych krajach...
Otóż rządy drastycznie podnoszą akcyzę na
e–papierosy, twierdząc
że są one jeszcze bardziej szkodliwe od zwykłych!
Uzasadnienie jest takie:
Jeśli ktoś sięgnie po e–papierosy i się
przyzwyczai, to potem bardziej skłonny jest przerzucić się na zwykle.
To ostatecznie demaskuje nieustające kłamstwo
rządów jakoby im zależało na zdrowiu obywateli – chodzi im o to aby mieć rozkosz dysponowania czyimiś pieniędzmi –
pieniądz i władza – mamonokracja!
Ekonometria
|
luźny wyciąg z dyskusji na pewnym forum |
10 III
2018 |
Pikier
Od czasu do czasu ktoś sobie życzy konsultacji (korepetycji)
z ekonometrii. Ze 3 razy udało mi się temu sprostać – nic nie rozumiałem,
ale skutecznie pomogłem zmałpować według studenckich notatek.
Ostatnia moja próba zrozumienia czegoś z ekonometrii to uniwersytecki wykład
zaczynający się od:
Model konsumpcji
Przez Y(t) oznaczamy całkowity popyt
konsumpcyjny w miesiącu t, a przez X(t) dochody gospodarstw domowych w tym
okresie. Przyjmujemy, że Y(t) = a0 + a1X(t) + e(t) , gdzie
a0 wydatki stałe, a1 część dochodów przeznaczona na konsumpcję, a e(t)
składnik losowy. W modelu zakładamy, że a0 i a1 są stałe, a w rzeczywistości
są one tylko wolno–zmienne.
No i znowu niczego nie zrozumiałem...
Jaki popyt? skoro gdzie indziej czytam że "popyt
= funkcyjna zależność między ceną produktu a jego ilością, którą skłonni są
zakupić nabywcy". Gdzie tu cena, ilość, skłonność?
Dlaczego X(t) to łączne dochody gospodarstw? czyli tak
jakby było jedno gospodarstwo.
Czemu wydatki (stałe) dodawane są do dochodów?
Co to takiego "wolno–zmienne"? (pierwsze
słyszę)
I wreszcie najważniejsze – jakim cudem można coś z tego wywnioskować? coś tu zbadać?
Potem było
jeszcze kilka tego rodzaju modeli – nadal nie zrozumiałem
co się modeluje, a zwłaszcza po co?
Spodziewałem się że teraz będą
proste przykłady wprowadzające, ale nic z tego: od razu nastąpiła wysoce zaawansowana
algebra liniowa, tak na oko nie mająca związku z tymi modelami.
Uznałem że ekonometria to szarlataneria. A cóż innego
mogłem pomyśleć?
Niewykluczone że to jednak nauka, ale by to stwierdzić
musiałbym gdzieś znaleźć wykład ekonometrii n o r m a l n y. Kto wie –
może istnieje? ale gdzie?
MarcinPr
Drogi Pikierze. Jeśli masz zamiar ocenić dziedzinę zwaną
"ekonometrią", to polecam poszukać jakiejś książki, a nie skryptu
napisanego przez kogośtam na jakiejśtam uczelni. Widziałem często różne
skrypty i najczęściej skupiają się one na wytłumaczeniu jak się cośtam
liczy nie starając się nawet przybliżyć co się liczy
(zresztą na takiej uczelni ekonomicznej może być trudno zrozumieć modele
matematyczne, jak się nie wie zbyt dobrze co to jest zmienna losowa, a tym
bardziej proces stochastyczny lub stochastyczne równanie różniczkowe).
Przeraża mnie, że inteligentne osoby są w stanie wyrażać takie opinie o nauce
bazując na szczątkowych informacjach.
Pikier
To wykład sygnowany
przez Wydział Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego i współfinansowany
przez Unię Europejską. I co z tego, skoro nie przybliża bardziej ekonometrii
niż notatki z uczelni ekonomicznych (chyba nawet mniej, a imo w ogóle) –
tyle tylko że potem bardziej przytłacza zaawansowaną
algebrą liniową, nb wyglądającą na sztuczną doczepkę dla popisu.
Jeśli ktoś nie potrafi wyłożyć prosto i jasno istoty sprawy, to znaczy jest
niewiele warta.
Pikier
Czy jak popyt jest bardziej elastyczny to dobrze czy źle?
Elastyczność popytu to wynaleziony w
ekonometrii wskaźnik będący ilorazem następujących wartości bezwzględnych:
[względna zmiana popytu w procentach]
przez [względna zmiana ceny w procentach]
czajmar
A to zależy, i to w wielu aspektach, jaką elastyczność
popytu mamy na myśli, cenową czy dochodową (albo i mieszaną) i jaka jest
skala tej elastyczności oraz z czyjego punktu widzenia patrzymy.
Przykładowo popyt o bardzo dużej elastyczności cenowej może być albo korzystny
dla producenta danego dobra albo niekorzystny przy dużej wrażliwości
cenowej, bo jak ceny wzrosną (nawet z przyczyn niezależnych od producenta
np. podatki, kurs walutowy czy cena półproduktu) a elastyczność popytu na dane dobro jest wysoka to może
okazać się że spadek popytu na nie będzie tak duży
że może załamać biznes tego producenta/dostawcy.
Tak więc nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie,
bo wszystko jest względne.
Pikier
Czyli pożytek ze zmierzenia elastycznośći popytu jest pod
sporym znakiem zapytania.
A może wobec tego skorzystać z "punktowej elastyczności popytu"...
Oto jak się go mierzy (wg wikipedii, w oparciu o jakiś podręcznik):
Aby wyznaczyć elastyczność punktową należy postąpić w następujący
sposób:
1.
Do wybranego punktu na krzywej wyznaczyć linię styczną
(punkt P).
2.
Zmierzyć odległość między punktem P a osią odciętych
i punktem, a osią rzędnych.
3.
Elastyczność w tym punkcie jest stosunkiem długości między
punktem a osią odciętych i punktem, a osią rzędnych.
Oczywiście wszystko zrozumiałem, tyle tylko
że... ROTFL
czajmar
Wprost przeciwnie, znajomość elastyczności popytowej i
dochodowej pozwala firmom a państwu prowadzić świadomie aktywną politykę
cenową. Przykład zastosowania wiedzy
o niskiej elastyczności cenowej usług pocztowych w USA – dochody
poczty spadały z uwagi na konkurencję prywatną, rozwój
usług elektronicznych, zagrożenia paczek wąglikowych po 9/11 itp. więc w połowie
2002 r. US Postal Service zmuszona była podnieść ceny
znaczków np. I klasy z 34 do 37 centów ( a średnio o 7,9%), co w ciągu 3 miesięcy
spowodowało wprawdzie spadek ilości wysyłanych listów o 2,7% ale za to
wzrost przychodów o 4,3%. Oni zbadali że przy wzroście
ceny znaczka do 3 centów popyt będzie względnie sztywny.
Pikier
Przyjrzałem się znowu tej "elastyczności popytu"
(patrz wikipedia) i stwierdzam że jest to sztuczny dziwaczny
wskaźnik – do niczego nie potrzebny. Wystarczy nanosić co jakiś czas dane, aby uzyskać dotychczasową
orientacyjną zależność sprzedaży (popytu) od ceny, a jak dalej będzie ta
funkcja przebiegać, to może być rozmaicie (wszystko się zmienia – wiele
zmian można przewidzieć zwykłym zdrowym rozsądkiem).
Dla matematyka wskaźnik ten jest idiotycznym dziwolągiem,
a (zacytowany przez mnie wcześniej) sposób wyliczania "punktowej elastyczności
popytu" wywołuje paroksyzm śmiechu. Oczywiście każdy wskaźnik coś tam
wskazuje, ale po co co coś tak wydumanego wprowadzać,
skoro wystarczy sporządzić najzwyklejszy wykres funkcji.
Całość przypomina wysiłki Głupiego Jasia, który usilnie stara się wymyśleć coś nowatorskiego w matematyce.
Jednak – "w tej głupocie jest metoda" (a co moim zdaniem
chodzi, napiszę później).
A teraz o
rzekomym wykorzystaniu wskaźnika "elastyczności popytu" przez pocztę
w USA:
Co robi Prosty Jasio będący prezesem Poczty, kiedy dochody spadają?
Oczywiście myśli o podwyżce cen, bo to najłatwiejsze. Oczywiście niewielkiej,
bo...
Znaczki są i tak tanie, więc jasne że w małym stopniu
zmniejszy to wysyłanie listów, więc wpływy powinny nieco wzrosnąć.
Ot cała filozofia, do której niepotrzebna jest żadna "elastyczność
popytu". Może się jednak zdarzyć że potrzebna
jest podkładka "naukowa", a ponieważ matematyka zawsze budzi
szacunek, nie zaszkodzi wydać kilka tysięcy dolarów dla uczonego ekonometry,
który uzasadni to w sposób wielce "naukowy" – bo to co potrafi
Prosty Jasio jest zbyt proste, aby wzbudziło szacunek.
Podobnie jest z zapałkami. Kupuję je regularnie w niewielkich
ilościach, i jeśli cena wzrośnie nawet o 50%, zapewne tego nie zauważę. Ale
jeśli wzrośnie za bardzo, przerzucę się na zapalniczki (może nie tyle z powodu
oszczędności, lecz aby ukarać producenta za zbytnią pazerność).
czajmar
..... mógłbym podać parę ciekawych
pomocniczych zastosowań elastyczności w finansach i inwestowaniu, ale to
trochę wyższa szkoła jazdy i raczej dla ograniczonego kregu zainteresowanych.
Pikier
Po co aż tak głęoko sięgać? Jeśli na początku czegoś nie
rozumiem, to dalej tym bardziej.
W opisach unikane są przykłady, a ja mam już problem z wyliczeniem Cenowej Elastyczności
Popytu. Niby proste i łatwe, ale pewna "dziwność" wyników nasuwa
mi podejrzenie że w ekonometrii inaczej się rozumie
najzwyklejsze terminy matematyczne.
Zapewne nie będzie Ci trudno machnąć kilka przykładzików
wyliczania:
pomiar 1 – cena i popyt
pomiar 2 – cena i popyt
cenowa elastyczność popytu (za ten okres chyba?) = ?
Mam tu już problem chociażby z tym że nic nie
mówią o czasowej kolejności pomiarów (który jest wcześniejszy). Zapewne
pierwszy jest wcześniej, ale niczego w dzisiejszych
czasach nie można być pewnym. A może to nieważne?
Pikier
Tę definicję "punktowej elastyczności popytu" (co mnie tak rozśmieszyła) znalazłem dokładnie
powtórzoną w innym pliku, ale zilustrowaną rysunkiem. Okazało się że w ekonometrii odległość punktu od prostej
wcale nie mierzy się wzdłuż prostopadłej – w tym przypadku mierzy się
ją wzdłuż tej stycznej !! (co wyjaśniło do czego
była wogóle potrzebna). Teraz widzę że mogłem się
tego domyśleć, ale zgubił mnie nawyk dosłownego odczytywania tego co
jest napisane.
W definicji "elastyczności popytu" zadziwia mnie to
że wyrażenia dzielone są ujęte w moduły. Oznacza to
że dla elastyczności jest obojętne czy popyt rośnie czy maleje –
chodzi tylko o jego zmienność wte lub wewte. W fizyce odpowiadałoby
to nierozróżnianiu przyśpieszenia od spowolnienia. Tu jednak nie fizyka – tu chodzi o pieniądze!!!
– więc coś takiego jest jeszcze bardziej zdumiewające.
czajmar
No wreszcie trochę zajarzyłeś (lol), ale faktycznie nie
wszędzie opisy elastyczności czy podaży są dokładnie opisane.........
Pikier
Ja "zajarzyłem"?? – a
niech piszą normalnie, a nie jak niedbali niedouczeńcy!
Chyba od stworzenia świata odległość punktu od prostej mierzy się najkrótszą
drogą.
Jeśli moduł jest zbędny, to po co go wstawiać –
właśnie ze "względów wygodnościowych" należy go pominąć.
A zresztą
nie wydaje się zbędny, bo wzrost ceny może jednak spowodować wzrost popytu. Np
kiedy cena jest zbyt niska, może to skutkować małym zainteresowaniem
nabywców – "To tak tanie, że nie może być wiele warte; nie kupię" (czego doświadczyłem, kiedy wyznaczyłem
zbyt niską cenę za swoje usługi).
No i w ogóle (o czym wcześniej już
wspomniałem) ten cały koncept "elastyczności" jest zbytecznym dziwolągiem,
tylko zaciemniającym istotę sprawy –
wystarczyłaby zwykła funkcja popytu w zależności od ceny.
Wyobraźmy sobie że Newton wyraził Prawo Powszechnego Ciążenia przy
pomocy elastyczności. Brzmiałoby to tak:
Elastyczność atrakcji to stosunek %–wego zmniejszenia
siły przyciągania do %–wego zwiększenia odległości ciał.
Oczywiste że byłoby to LOL, a nawet ROTFL (a fizycy
popukaliby się w czoło).
A teraz wyobraźmy sobie że jakiś nawiedzony fizyk zaczyna
popisywać się nowatorskim ujęciem przerabiając w ten sposób wszelkie prawa fizyczne
– i aby nadać temu pozory sensu nazywa tę swoją fizykę... fizykometrią.
A teraz wyjaśnię swoje wcześniejsze "w tej głupocie
jest metoda"...
Napisałem już o książce "Modne bzdury"
demaskującej nonsensy płodzone przez intelektualistów–humanistów
(filozofów, socjologów itp), którzy usilnie a bezsensownie
używają terminologii, metafor a nawet twierdzeń z nauk ścisłych do podbudowania,
nadania głębi, a nawet uzasadnień itp wywodom ze swojej dziedziny.
Dlaczego? bo matematyka budzi
szacunek.
"FASHIONABLE
NONSENSE: Postmodern Intellectual's Abuse of Science" Alan Sokal + Jean
Bricmont, 1998
Alan Sokal po 3–miesięcznym wysiłku ułożył nonsensowny artykuł oparty na
autentycznych bzdurnych wypowiedziach intelektualistów, który to artykuł
w dobrej wierze opublikowało prestiżowe amerykańskie pismo "Social
Text". Tytuł artykułu to "Transgresja granic: ku transformatywnej
hermeneutyce kwantowej" – a ogólnie rzecz biorąc ilustruje
próby stosowania wyników, a raczej samego języka, matematyki i fizyki do
nauk humanistycznych – obficie upstrzony autentycznymi cytatami.
Parodia ta wywołała sporą wrzawę.
Humanistów dość łatwo w tym przypadku zdemaskować, ale
ekonometrów znacznie trudniej, bo ich dziedzina to właściwie odgałęzienie
matematyki. Sądzę że po to właśnie powstała
ekonometria – aby bogatą szatą matematyczną i dziwacznymi niejasnymi
konstrukcjami zdobyć pozór rzetelnej i przydatnej wiedzy – i umożliwić
ekonometrom karierę naukową. Wskazują na to już pierwsze próby jej zgłębienia i sądzę że po dłuższym przysiedzeniu
fałdów potrafiłbym napisać książkę pt "Modne bzdury w ekonometrii".
A że o tym cicho i chyba tylko ja tak twierdzę... no
cóż, zacytuję powiedzenie krążące w środowiskach naukowców:
"Nigdy nie można przesadzić w pochlebianiu kolegom" albo
trywialniej "ręka rękę myje" – dziś ja ci pochlebię, a ty
mnie jutro (NB zjawisko to już dawno temu zostało odzwierciedlone w literaturze)
IV 2018 |
W XII Księdze "Pana Tadeusza" Gerwazy mówi tak:
Prawda,
że się wywodzim wszyscy od Adama,
Alem słyszał, że chłopi pochodzą od Chama,
Żydowie od Jafeta, my szlachta od Sema,
A więc panujem jako starsi nad obiema.
Otóż z dawien dawna (już w XIII wieku, w Kronice Wincentego
Kadłubka) panowało wśród polskiej szlachty bajanie że
stan chłopski wywodzi się od Chama, szlachecki od Jafeta, a Żydzi są potomkami
Sema. Było to powszechnie znane i często powtarzane. Jakim więc cudem Gerwazy mógł to tak przekręcić?
Jest przecież w „Panu Tadeuszu” postacią najzupełniej
poważną, zatem musiało się coś pokręcić Mickiewiczowi. Ale żeby popełnić aż
taką pomyłkę, musiał być podczas pisania kompletnie zamroczony
nadmiarem wypitego wina. Bardzo dziwne jest to że
nie zostało to później poprawione, a jeszcze dziwniejsze
że zdaje się nikt dotąd nie zwrócił na to uwagi (!?).
Drobną
zabawną pomyłkę w „Panu Tadeuszu” wyłowił Julian Tuwim w
„Cicer cum caule”–
otóż gdzieś
tam w środku „Pana Tadeusza” jest linijka pozbawiona bliżniaczej
zrymowanej.
VI 2018 |
Gremium to ogół członków jakiejś grupy (zespołu,
komisji, parlamentu) mającej zadanie do wspólnego wykonania. Trzeba przyznać że nader nader często wyniki działania gremiów uznajemy za niezadowalające
– za nieprzemyślane, nieuzasadnione, a nawet za ewidentnie głupie.
Czemu tak się dzieje? – przecież rzekomo
„Co dwie głowy to nie jedna”, a cóż dopiero kiedy głów jest 10...
W 1895 Gustaw Le Bon
opublikował słynną książkę pt „Psychologia tłumu”:
Tłumy pod względem
psychologicznym są tworem anormalnym, ponieważ rządzą nimi popędy i cechują
je zachowania irracjonalne, ze skłonnością do ulegania sugesti. Intelekt grupy nie jest sumą intelektów tworzących
ją osób. Wręcz przeciwnie: człowiek w grupie traci zdolnność postrzegania,
słyszenia, rozumienia, samodzielnego myślenia.
Jest to poniekąd zrozumiałe – kiedy znajdziemy się w podnieconym tłumie
100 osób, niełatwo nam zachować trzeźwość umysłu, niełatwo nie podążać za sforą.
Le Bon podał wiele przykładów irracjonalnych działań
tłumu, stwierdził jednak przy tym coś
znacznie mocniejszego:
„Nie ma
potrzeby, żeby tłum był liczny. (...) Jak tylko kilka osób zbierze się razem,
już tworzy tłum, nawet w przypadku
kiedy są wybitnymi uczonymi. (...) Zdolność
obserwacji i krytyki, którą posiada każdy z tych uczonych z osobna, natychmiast
ginie w tłumie”
Dlatego właśnie wstawiłem w tytule „gremia”, bo
Le Bonowi nie chodziło tylko o tłum w rozumieniu potocznym – twierdził że „tłumizm” zdarza się nawet w
gronie kilku osób – i to nawet kiedy mają intencje jak najuczciwsze.
Jeśli miał rację, to sprawa jest beznadziejna – na nic
najlepszy zarząd, komisja, konferencja, walny zjazd delegatów – nic
to nie pomoże, nadal będzie głupio.
Postawmy więc pytanie: Czy aby na pewno Le Bon miał rację?
Mechanizm tego zjawiska (jeśli
istnieje) jest dość zagadkowy. Le Bon wniósł w jego wyjaśnienie niewiele
– tłumaczył je podatnością na sugestie
(zarazą umysłową) i przesadną uczuciowością. Dobrze byłoby
więc postawić drugie pytanie:
Jak to działa? jakie szczególowe mechanizmy to wywołują?
Jak się odgryzać |
VII 2018 |
Poznanej przy barze kobiecie powiedział
że jest wdowcem i zaprosił ją do siebie. W środku nocy przyznał się do
kłamstwa – żona wyjechała. Usłyszał:
– Ja też skłamałam. Należy się 300 złotych.
Książę D. bardzo długo ubiegał się o względy margrabiny
M. aż w końcu dopuściła go do siebie na noc. Rano, aby upokorzyć ją za tak
długą zwłokę, położył na stoliku 30
liwrów. Margrabina przeliczyła i zwróciła mu 20 ze słowami:
– Oto reszta. Nie widzę powodu, by brać od pana więcej niż od innych.
VII 2018 |
Znam człowieka mądrego, ale kto to jest ujawnić nie
mogę. Dlaczego? Bo publiczne chwalenie kogoś za mądrość jest obrazą –
podobnie jak chwalenie za uczciwość.
Przytoczę tylko 3 anegdotki z okresu
kiedy był nauczycielem matematyki w podstawówce:
Ale Ty masz...
Koleżanka–nauczycielka studiowała zaocznie matematykę
i poprosiła go kiedyś o obliczenie iluśtam pochodnych. Kiedy zobaczyła jak
biegle to robi, wykrzyknęła z podziwem: – Ale ty masz pamięć!
Ale te dzieci...
Zdarzało się że nauczycielki
nie mogły wyjść z zadziwienia, że dzieci potrafią być aż tak głupie. Aliści
nadeszło polecenie aby uczyć dzieci liczenia w systemach niedziesiątkowych – i wówczas
pewnego razu zastał te nauczycielki nad tym się właśnie biedzące.
Rozmowa z dyrektorem
– Prawda że A, panie dyrektorze
?
– Oczywiście!
– Jeśli A to B, nieprawdaż?
– Ależ ma się rozumiec!
– Jeśli B to C ?
– Ależ naturalnie
– Jeśli C to D ?
– Skądże! Nie, nie.
VIII 2018 |
Czytając go (chodzi oczywiście o epopeję Mickiewicza) spotykamy
wiele dziwologów w postaci poprzekręcanych słów, a czasem niezręczną stylistykę. Zapewne gdyby dzisiaj Mickiewicz oddał go jakiemuś wydawnictwu,
to mentorzy językowi napoprawialiby co by się dało,
a co do reszty to zażądaliby poprawek. Ale do tak szacownego
dzieła nie śmią przyczepiać się, a w przypisach usprawiedliwiają
przekręcenia jak mogą – najczęściej tym że rzekomo tak dawniej
pisano.
Tymczasem wyjaśnienie jest proste...
Nawet Mickiewiczowi niełatwo było napisać coś tak olbrzymiego i
częstokroć musiało mu brakować zręcznego pomysłu
bądź lepszego wysłowienia, Gdyby za każdym razem długo deliberował,
to zapewne zeszłoby mu znacznie więcej czasu (nb podobno pisał w pośpiechu)
i cyzelowanie rozproszyłoby kontrolowanie całości.
Zatem jeśli np linijka nie miała 13 zgłosek, to bez pardonu przerabiał wyraz
jak mu w duszy grało, byle iść dalej. I zapewne nawet
jeśli to co napisał niezbyt mu się podobało, to goniony pośpiechem
machał ręką i pisał dalej. Być może zamierzał wszystko potem
wycyzelować, ale i to nie byłoby przecież łatwe – zapewne wymagałoby
miesięcy. Tak więc w końcu zostawił to co jest.
Jeśli chodzi o scenariusz i postacie, to panatadeuszolodzy
(zdarzają się tacy) wykryli nieco oczywistych pomyłek i przeinaczeń, niewielkiej
rangi i niezbyt przeszkadzających.
Z innych ciekawostek....
Julian Tuwim znalazł linijkę pozbawioną bliźniaczej zrymowanej w
Księdze V – linijki 4045–4047:
Zrazu rumieniła się, spuściwszy oczęta,
Potem śmiać się zaczęli, w końcu rozmawiali
O jakimś niespodzianym w ogrodzie spotkaniu,
a my znaleźliśmy trzy miejsca w których rym jest
dwukrotnie powtórzony:
w Księdze I – linijki 470–472:
Podczaszyc,
mimo równość, wziął tytuł markiża;
Wiadomo,
że tytuły przychodzą z Paryża,
A
natenczas tam w modzie był tytuł markiża.
w Księdze VI – linijki 4980–4982:
Zwykle chodzą w drylichach albo
perkaliczkach,
Bydło pasą nie w łapciach z kory, lecz w trzewiczkach,
I żną zboże, a nawet przędzą w
rękawiczkach.
w
Księdze XII – linijki 9059–9061:
W końcu sekret kucharski: ryba
niekrojona
U głowy przysmażona, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u
ogona.
Zabawnie jest z linijkami 9053..9056 z Księgi XII – w wydaniu 1834 są one napisane tak:
Z
ingredyencyami pomuchl, figatelów, |
Proszę zwrócić uwagę na pisownię w linijce
pierwszej (nastręczającą wątpliwości co do wymowy
i długości) oraz... 12 sylab w linijce ostatniej. |
co w następnych wydaniach dostrzeżono i rozmaicie
(wedle gustu!) o dziwo popoprawiano.
Być może wartałoby „Pana Tadeusza”
gruntownie i delikatnie popoprawiać – tj zrobić
to co Mickiewicz sam by prawdopodobnie zrobił gdyby
starczyło
mu czasu i siły. Kto ma odwagę – niech spróbuje! Jednak
ostrzegamy przed językowymi mentorami – choć
potrafią oni wytknąć napisanie „kolenda”
zamiast „kolęda” czy tym podobne głupstwo, to w tym przypadku
podniosą larum twierdząc że Mickiewicz napisał bezbłędnie, bo
„nie zmylił się mistrz taki”.
I jeszcze kilka
konkretów natury ściśle ortograficznej...
„półk” – może i słusznie, bo niby dlaczego pisać przez „u” (a najlepiej niech
każdy pisze jak mu się widzi)
„rądel” – co
w późniejszych wydaniach zmieniono na „rondel”
(co
jest o tyle zabawne że zarazem „kolendę” zarządzono współcześnie
zmienić w „kolędę”)
„rzęd” (w znaczeniu jeden za drugim)
– bardzo słusznie: niby dlaczego raz „w rzędzie”, a innym
razem „rząd”
Na koniec śmiesznostka – przykład oceny
serwowanej nastolatkom:
„Gra
Wojskiego na rogu .... stanowi pokrzepienie serc
Polaków, dając możliwość przypomnienia o wspólnocie narodowej
i jej tradycjach”
Czytaj ze zrozumieniem! |
VIII 2018 |
Ktoś napisał że "X jest białe",
a Tobie się wydaje że jest jednak czarne.
Nie alarmuj pochopnie że to fałsz, lecz najpierw
sprawdź jak odczytują to inni.
Niewykluczone że
świetnie wiedzą że X jest czarne, więc nie odczytują tego tak naiwnie jak Ty – tzn nie odczytują literalnie, lecz traktują to jako pewien skrót myślowy – mianowicie wiedzą doskonale
że intencję tego ktosia musiało być stwierdzenie że X jest czarne – albowiem X jest naprawdę czarne.
Zatem wszystko w porządku – jest tak jakby ten
ktoś napisał "X jest czarne".
Nie trolluj więc że coś ci się nie zgadza, a
oszczędzisz wszystkim nerwów.
BTW Teraz już rozumiesz
dlaczego do Facebooka zachęcają sloganem "Zobacz co lubią Twoi znajomi"
O pasożytach w internecie |
IX 2018 |
To pewne zjawisko spokrewnione z hejtowanie i trollowaniem. Nazywaliśmy je dotąd „obsr... iem” bądź „dosr.....iem”, ale odtąd będziemy je określać jako „pasożytnictwo”.
Jest to chęć zdobycia czyimś kosztem poklasku i uznania – pasożyt nie próbuje wysilić się na jakąkolwiek rzeczowość, lecz ogranicza się do różnorodnych inwektyw przeciwko żywicielowi. Im znaczniejszy żywiciel – tym większa chwała. Nic to że pasożyt niemal niczym się dotąd nie wykazał – teraz pokaże że i on nie wypadł sroce spod ogona, że i on coś... potrafi.
Zazwyczaj ataki pasożyta są bardzo krótkie – kilka inwektyw wspartych zwykle insynuacjami (aby stworzyć więcej do inwektowania). Zdarzają się jednak ataki ambitniejsze, jak np dwa poniższe:
1)
A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda... Nic się nie
dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana... Dialogi niedobre... Bardzo
niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje.
A polski aktor, proszę pana... To jest pustka... Pustka proszę, pana... Nic!
Absolutnie nic. Załóżmy, proszę pana. Że jak polski aktor, proszę pana... Gra, nie?
Widziałem taką scenę kiedyś... Na przykład, no ja wiem? Na przykład zapala
papierosa, nie? Proszę pana, zapala papierosa... I proszę pana patrzy tak:
w prawo... Potem patrzy w lewo... Prosto... I nic... Dłużyzna proszę
pana... To jest dłu... po prostu dłu... dłużyzna, proszę pana. Dłużyzna...
Proszę pana, siedzę sobie, proszę pana, w kinie... Pan rozumie... I tak patrzę
sobie... siedzę se w kinie proszę pana... Normalnie...
Patrzę, patrzę na to... No i aż mi się chce wyjść z... kina,
proszę pana... I wychodzę...
To była reakcja na czyjeś (lakoniczne) stwierdzenie że 3 stare polskie seriale uważa za nudne i zawierające
głupoty. Oczywiście reaktor–pasożyt nie próbował nawet tej opinii
odeprzeć, a wzamian wysilił się na popis pisarską elokwencją.
BTW Podobno to
cytat z filmu „Rejs” – być może, ale co z tego?
2)
Gdybyś, Wielki Pikierze, w swoim Panteonie
siedział, to by ci Pablo nie patrzył na dłonie
którymi z klawiatury, opuściwszy szkoły,
jąłeś forum zapełniać jakimiś pierdoły ...
Solo w brydża?? Bridż–igrce ?? W pale się
nie mieści !
Na dodatek te rymy od siedmiu boleści ...
To była reakcja na czyjeś różnego rodzaju
oryginalnośći, łącznie z wierszykami. I znowu ani słowa jakiejkolwiek rzeczywistej
krytyki, lecz same inwektywy ubrane w grafomański wierszyk.
Skoro trollowanie i hejtowanie jest wytykane i piętnowane, to pasożytowania też nie powinno się oszczędzać. Zwłaszcza kiedy moderatura jest niemrawa.
Strachu na Lachy |
IX 2018 |
Najpierwsza hipoteza mówi że
chodzi tu o Lecha z bajki o Lechu, Czechu i Rusie. Czemu jednak zmieniono Lecha na Lacha? ostatecznie
można uznać że dla rymu (bo
skłonność do urymowiania niewątpliwie istnieje).
Wysunęliśmy kiedyś hipotezę dość dziwaczną, mianowicie:
Polaków zaczęto nazywać Lachami
na Wschodzie, gdzie również (chyba z uwagi liczność i dumę polskiej szlachty)
nazywano ich "panami" (jasne pany, polscy jaśnie panowie itp). Na wschodzie byli również
muzułmanie – i nie jest wykluczone
że "Lach" pochodzi od... "Al–lah" (względnie "Al–lach" – obie pisownie są uprawomocnione i spotykane). Otóż
"al" to przedimek, a "lah" to Bóg. Bóg jest bardzo często
nazywany "Pan" (także w
Koranie). Stąd wzięło się "Lach" jako Polak, a dokładniej "pan (polski)". Czyli od Tatarów do Rusinów, a potem
do Polaków.
Szczerze mówiąć niezbyt w to wierzyliśmy (a mało to
przypadkowych incydencji w słowach), aż wreszcie trafiliśmy w wikipedii na
informację następującą:
Tak więc
słowa „Lach” „pan” „Allah” mają wspólny
rdzeń.
O mechanizmie społecznym mówi Piotr
Lutostański |
IX 2018 |
Dobitne i zwięzłe
wyłożenie – warto zapamiętać i poszczególne stwierdzenia w wolnych
chwilach przemyśleć.
Warto poczytać o historii pieniądza, np o tym że
dług był przed pieniądzem i co za pieniądz służyło; dodatkowo o negatywnych
i pozytywnych efektach zewnętrznych, o dylemacie pasażera na gapę, o efekcie
wspólnego pola, o wartości jaką dla wielu ludzi stanowi poczucie, że jest
się dobrym człowiekiem (to sprawia, że dobroczynność może być działaniem
egoistycznym!), o tym że taniej bogatym zrzucić się na
chleb dla głodujących niż wydawać na ochronę osobistą, taniej zrzucić się na
podstawowe leczenie, niż stawiać czoła zwiększonemu ryzyku różnych epidemii,
itd...
Pomaganie innym często jest opłacalnym, egoistycznym i
racjonalnym działaniem –
przynajmniej dla rozumiejących dylemat. To kapitaliści stawiali
pierwsze darmowe szkoły, czy szpitale, nie państwo! To prywatna aktywność
Brytyjczyków wymusiła na państwu przeciwdziałanie niewolnictwu,
nie tylko w kraju, ale i na całym świecie!
Pomysł, że państwo (jakkolwiek je zdefiniujemy) jest w stanie pod przymusem ze
złych ludzi robić ludzi dobrych lub że jakikolwiek
polityk (urzędnik) będzie lepiej działał dla dobra ogółu i lepiej wiedział
co nim jest niż zwykły obywatel jest idiotyzmem. Pojęcie "interes
społeczny" jest niezdefiniowanym narzędziem służącym politykom do
tłumaczenia działań w ich prywatnym interesie, itd...
Akumulacja kapitału jest niezbędna do innowacji. Prawidłowo uregulowany rynek
zapewnia to, że w dłuższym terminie kapitał będą
akumulowali Ci, którzy potrafią nim najlepiej zarządzać, a zatem
najefektywniej organizować pracę innych, a to jest kluczem do wzrostu
wynagrodzenia za pracę. Od pewnego poziomu bogactwa,
to już nie człowiek posiada kapitał, a kapitał posiada człowieka i pełni on
wręcz służebną rolę wobec innych efektywnie alokując kapitał i organizując
pracę, gdyż nie jest w stanie skonsumować większości posiadanego kapitału.
Człowiek umiera, a to czego dokonał staje się dobrem z
którego czerpią przyszłe pokolenia. Warto go jak najmocniej
motywować do pracy, a nie demotywować przez podatki. Przy zerowym podatku:
Mozart, Ford, Einstein, Darwin, Jobs, Sam Walton, i tym podobni nadal uzyskaliby
tylko niewielki ułamek wartości, jaką wygenerowali dla
swojego i następnych pokoleń.
Czas żeby ludzie zrozumieli, że to większość czerpie niezasłużone korzyści z
geniuszu i pracowitości nielicznych, a nie na odwrót (przynajmniej w
warunkach wolnościowych) i w interesie większości jest stworzenie im jak
najlepszych warunków i motywacji do pracy... Natomiast w interesie
bogatych jest, aby wesprzeć najbiedniejszych i w warunkach wolnościowych
będą to robić bez przymusu, czego dowodzi historia ( ale najbiedniejszych,
a nie najsilniejsze politycznie grupy interesu).
Zatem stawianie kapitalizmu na przeciw redystrybucji dochodów, jako alternatywy
jest błędem. Redystrybucja zawsze jest i będzie nieunikniona – i na dodatek wspierana przez
egoistyczny interes posiadających więcej.
Dylemat jest więc
taki:
Czy wspieramy wolność i państwo prawa, czy mniejszy lub większy
zakres państwa totalitarnego?
Troska o los ludzkości |
IX 2018 |
Jasne że nie należy zanieczyszczać środowiska i
że już u zarania cywilizacji o to się starano. Zarazem jasne
że należy to robić sensownie, oszczędnie i bez przesady.
Wyczytałem
gdzieśtam że Unia Europejska wydała 2 biliony euro (2
z 12 zerami) na walkę z Globalym Ociepleniem. Kwota to tak
potworna, że postanowiłem
ją sprawdzić. Niełatwe to było i w końcu należytego rozeznania nie
uzyskałem, niemniej doszedłem do wniosku,
że kwota 100 razy mniejsza (!) jest
pewna – czyli że UE wydała 2 z 10 zerami.
Wydaje
się ją na
jakieś technologie i produkty energooszczędne, mniejzanieczyszczające itp,
które oferują różne tzw podmioty gospodarcze.
Aby
coś wielkiego komuś wielkiemu sprzedać, trzeba „posmarować” –
podobno fundusz łapówkarski wynosi zwykle 10% – nie tylko politykom – trzeba również
urobić opinię publiczna, na co niech pójdzie zaledwie dziesiąta część tych 10% , czyli w sumie – 2 z 8 zerami euro na urobienie
opinii publicznej.
Ludzie
mają zaufanie do naukowców, więc zachęcamy naukowców aby
skłonili ludzi do należytej troski o środowisko, żeby postraszyli co nam
grozi. Jeśli upatrzymy sobie 1000 klimatologów, to na każdego wypadnie
2 z 5 zerami euro. Dwieście tysięcy euro (200 000 euro) – które może być wciśnięte tak elegancko że nic a nic nie będzie przypominać łapówki.
I niby dlaczego naukowiec ma uważać że robi coś złego –
przecież trzeba jakoś głupimi ludźmi wstrząsnąć aby należycie dbali o środowisko.
Niech się boją – nic im to nie zaszkodzi.
To
nie są żadne śmieszne teorie spiskowe. Korupcja była, jest i będzie. Są specjalne
urzędy do jej tropienia i zwalczania, a o aferach korupcyjnych czytamy
niemal codziennie. Kryje się ile może, niemniej można jej się domyśleć.
Oto ciekawy i być może celny
pogląd, mianowicie:
Być może klimat do którego zmierzamy jest
taki jaki być powinien, czyli że to klimat obecny jest odchyleniem od normy – której
zresztą nie ma albo jej nie znamy i nie poznamy.
Faktycznie – czy klimatolodzy ustalili
jaki klimat jest wzorcowy? i że powinien być
stale taki. Dlaczego więc ma się nie zmieniać sam z siebie? (przecież wszystko się
zmienia). A jeśli się zmienia, to jasne że musi to powodować
różne zakłócenia i niedogodności. A może zmienia się na lepszy?
IX 2018 |
Oto
jak przypadkowy człowiek widzi mecz siatkówki zawodowców:
Serw,
odbicie, odbicie, wyskok przy siatce do ścięcia – z drugiej strony wyskok
do blokady, ktoś zdobywa piłkę, zwycięzcy zbierają się w koło i poklepują po plecach. Po
czym następuja powtórka – tyle tylko że czasem
odbiją 3 razy, a czasem 5 – ale najśmieszniejsza część spektaklu, tj poklepywanie, nas nie
ominie.
To nie
jest pokaz zręcznego odbijania piłki, lecz pokaz ścinania i poklepywania. W
gruncie rzeczy mógłby sędzia rzucać piłkę nad siatkę i – kto pierwszy
doskoczy do ścięcia? – po co ten serw i kilka odbić?
– to tylko zbyteczny wstęp.
Oczywiście
w tym wszystkim wzrost odgrywa bardzo ważną rolę – i dlatego preferuje
się 2–metrowców – również w koszykówce, gdzie zamiast rzucić
do kosza można niemal włożyć.
Nie
ulega wątpliwości że gry te się zdegenerowały. Jaka
rada?
Podwyższyć
wszystko o jeden metr. Niech teraz sobie ścinają i wkładają.
23 IX
2018 |
Oto zaskakujące doniesienie
znalezione pod
https://www.salon24.pl/u/zetjot/879626,dlaczego–ludzki–mozg–maleje–i–co–to–moze–oznaczac
Jeśli to prawda, to już dotknęło
to właśnie Salon24. Nie podali bowiem odniesień do źródeł
(jacy badacze? ilu?) ani
nawet autora tego artykuliku. Niemniej... proszę
czytać:
Badacze ludzkiego mózgu podają,
że masa mózgu, która w pewnym momencie osiągnęła poziom 1500–1800 g, zmniejszyła się o 150 g,
a to jest sporo, bo ok.10%.
Czym to wytłumaczyć ?
Być może są to zmiany degeneracyjne, ale chyba najłatwiej
wytłumaczyć to tym, że mózg, a dokladnie jego umysłowa struktura ma charakter
społeczny, więc jego parametry zależą od społeczności,
a konkretnie od systemu relacji społecznych, w jakie wchodzą jednostki.
Jak wskazuje teoria ewolucji mózg rósł wraz ze wzrostem liczebności
ludzkich grup i koniecznością radzenia sobie z rosnącą liczbą interakcji i
relacji mędzyosobowych. Obecnie, skala
skomplikowania tych relacji nie uległa zmianie, ale uległy zmianie inne czynniki
związane ze strukturą społeczną.
W obecnej fazie cywilizacji siatka powiązań społecznych
osiągnęła taką gęstość, że do radzenia sobie ze stopniem skomplikowania tej
sieci zaczęto stosować rozmaite technologie oraz rozwiązania
instytucjonalne. I tym oto sposobem tak rozbudowana siatka infrastruktury
spolecznej zdejmuje z jednostki ciężar podejmowania
rozmaitych decyzji. W niektórych dziedzinach ta infrastruktura poszerza
sferę ludzkich możliwości, ale w innych zdejmuje z jednostek niezbędną
praktykę ćwiczenia np. umiejętności nawiązywania rozmaitych bezpośrednich
relacji, co grozi katastrofą (np. w rodzinie). Także instytucje państwowe
przejmują rozmaite funkcje rodzin i jednostek – opieka społeczna, jugendamty,
barneverdet, konwencje przemocowe. Instytucje stały się społeczną pamięcią
zewnętrzną.
W ten oto sposób społeczeństwo, dzięki sieci urządzeń
pamięci zewnętrznej, stało się jednym gigantycznym supermózgiem, więc fizyczny,
biologiczny mózg, odciążony, utracił pewne funkcje i
zmalał. I tak oto spoleczność ludzka zaczęła przypominać owady społeczne,
takie jak mrówki, termity czy pszczoły, które, pomimo niewielkich
mózgów, zachowują się bardzo racjonalnie. Zagadką na tym etapie pozostaje pytanie:
Jak na ten supermózg wpłynie sieć
internetowa.?
Potwierdzenie tego zagrożenia znajdziemy
w badaniach i tezach jaki stawia niemiecki neurobiolog
i psychiatra, Manfred Spitzer, formułujący ostrzeżenia przed rolą cybersfery, prowadzacej do utraty pewnych podstawowych
zdolności poznawczych i manualnych w pokoleniach żyjących w cybersferze.
W takim supermózgu spolecznym, rola jednostki uległaby
radykalnemu ograniczeniu. To zagrożenie przemawiałoby
za zdecydowaną zmianą polityczną ograniczającą
dominującą w ustroju demoliberalnym rolę gospodarki konsumpcjonistycznej,
która generuje tego rodzaju trendy alienacyjne.
Widać, że coś jest na rzeczy, bo właśnie
dowiedzialem się o znakomitej kampanii antysmartfonowej.
https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/400839–cenna–kampania–tramwajow–warszawskich–wideo
Prof. Manfred Spitzer byłby zachwycony, ale taki wideoklip to,
moim zdaniem, zaledwie początek niezbędnej, szeroko zakrojonej kampaniii
skierowanej przeciwko całej cybersferze.
Pozwolę sobie zamieścić jeszcze komentarz do mego
tekstu o edukacji demoliberalnej napisany przez @fishera:
"Według szeroko prowadzonych
badań przez ośrodki w Wielkiej Brytanii i Norwegii począwszy od końca XX wieku
spada poziom wskaźnika IQ w badanej populacji. Do dzisiaj spadek wyniósł już
7 punktów.
Wcześniej, przez cały wiek XX, wskaźnik IQ systematycznie rósł w
tempie 3 punktów na dekadę (tzw. efekt Flynna).
Badania przeprowadza się na próbkach ludzi młodych dorosłych (18–20 lat), dlatego
odwrócenie trendu należy przypisać pokoleniu urodzonemu po roku 1975.
Nie ma jednoznacznego wyjaśnienia
przyczyn załamania się wzrostu IQ, ale jedna z
hipotez może wskazywać na współczesną doktrynę edukacji (wprawdzie celem testu IQ nie jest badanie poziomu wykształcenia,
ale to model kształcenia decyduje o tym, w jakim stopniu kandydaci rozumieją zadania i potrafią się posłużyć odpowiednią metodą w
celu znalezienia poprawnego rozwiązania).
Jest to jeden
z możliwych skutków liberalnych koncepcji edukacyjnych."
X 2018 |
Zaskakujące i szokujące
spojrzenie. Kliknij: Apostazja
Dodajmy że w kościołach od około 40 lat nie
śpiewa się już tradycyjnych pieśni religijnych, które lud przez tyle wieków (?)
śpiewał i które
były w dawnych modlitewnikach i śpiewnikach (ostało
się jeszcze tylko kilka kolend). Czemu nakazano kapłanom aby ich nie intonowali,
dociec ciężko – wygląda na to że chodzi o ogólnie pojęty postęp. Poza tym atmosfera nabożeństw została
strywializowana dopuszczeniem zachowań właściwych raczej dla zebrania
towarzyskiego. Stary człowiek odnosi wrażenie że
Kościól zaczął traktować sacrum z przymrużeniem oka.
Doktorowe |
18 XII 2018 |
Doktorowe
To bynajmniej nie żony doktorów (tj lekarzy) – wyjaśnię to kiedy opiszę moją pierwsze zetknięcie się nimi przed
klkudziesięciu laty...
Przed egaminem na uczelnię
wyższą postanowiłem na wszelki wypadek zaliczyć jakiś kurs przygotowawczy z
fizyki. Znalazł się taki na Akademii Medycznej (w Warszawie). Akurat się
zaczynał, więc przyszedłem i (znowu na wszelki wypadek) poprosiłem prowadzącgo,
abym mógł posłuchać pierwszego wykładu, iżbym sprawdził czy jest to dla mnie.
Po wejściu na salę
zdębiałem – same młode dziewczyny! wyglądające
na oko na przyjezdne z prowincji. Zaczęło się – asystent prowadzący zagaja nieco i zadaje jakieś
łatwe pytanie – cisza; zadaje kolejne – znowu cisza; za trzecim
razem nie wytrzymałem i odpowiedziałem. Asystent wytknął mi że jestem tylko gościem, więc
posiedziałem jeszcze trochę i umknąłem. Tak niski poziom to nie dla mnie.
Potem zastanowiłem się jak
to możliwe, by kandydatki na lekarki nie potrafiły odpowiedzieć na tak łatwe
pytania? A że miałem już trochę kontaktów z ludnością wiejską czy półwiejską,
więc w końcu odgadłem – one świetnie wiedziały, ale były tak nieobyte że nie śmiały się odezwać: „Matulu, kiej
wstydam się”. Bo taka jest mentalność wiejska że
wstyd im nie wiadomo dlaczego i za co? być może uważają
że przyzwoita kobieta nie powinna się
odzywać, bo ludzie o niej pomyślą, że ona to jakaś...?... ale
i do dzisiaj nie wiem czego się wstydzą.
Mnóstwo z tych kobiet zostało lekarkami, a że wiele razy stykałem
się nimi (także kiedy jeszcze studiowały) zacząłem je
określać słowem „doktorowe” (którym zresztą same się czasem nazywały). Oto
garść obrazków:
Po powrocie z ferii
studentka ostatniego roku medycyny zaczyna się przechwalać jak to wyleczyła
matkę z jakiejśtam infekcji (prawdopodobnie z przeziębienia):
„Wpakowałam ją do łóżka, zrobiłam zastrzyk penicyliny, kazałam pić
zsiadłe mleko, następnego dnia powtórzyłam, no i na trzeci dzień matka była już
zdrowa”. Po czym dodaje z dumą: „My już jednak coś umiemy”.
Aby nie odbierać
Czytelnikowi przyjemności samodzielnego docieczenia o co
chodzi, wyjaśnienie umieszczam w przypisku mleko
Jak adresuje ojciec list do
córki, która jest świeżo upieczoną lekarką w Warszawie?
Oczywiście „Wielmożna
Pani Doktor X.Y.” – niech wszyscy widzą i
wiedzą że jego córka to nie byle kto – to doktorowa.
Otóż nie wiem jak jest teraz, ale dawniej tytuł
„doktor” cieszył się na wsiach wręcz niesłychanym prestiżem. Chyba
każdy chciał takiej kariery dla swojego dziecka i każde dziecko o takiej
marzyło. „Inżynier” to był gorszy doktor – półdoktor, a
„nauczyciel” to taki ćwierćdoktor.
A teraz o higienie...
Niezbyt wierzę by doktorowe z takim rodowodem zbyt się nią
przejmowały (chyba że ktoś wyjątkowo dobitnie wbije im
to na studiach, ale to naprawdę wyjątkowo). Podejrzewam nawet że
niektóre tak naprawdę to wątpią w istnienie zarazków. Wybiegnę nieco w przyszłość.
Oto obrazek z wizyty w dalekim
chłopskim gospodarstwie nad Bugiem:
Bardzo miła rodzina z trzema córkami w wieku od 6 do 18 lat. Po
długiej jeździe samochodem chciałem nieco się odświeżyć – przede wszystkim
umyć ręce i obmyć twarz. Rozglądam się za kącikiem do mycia (miska i wiadro z
wodą) – nie widzę. Pytam się – okazuje się że
czegoś takiego nie mają! Nie wierzę własnym uszom, ale nagabuję gdzie wobec
tego się myją. Zaprowadziły mnie na podwórze do studni, znalazły jakąś miskę,
postawiły, nalały wody, a gdzie mydło?... tym razem
trwało to dłużej, ale w końcu jakiś kawałek znalazły. O ręcznik już nie prosiłem...
Ciekawe czy któraś z nich została doktorową?
Ale to było potem, a
narazie to mieliśmy noworodka, którego nieustanny płacz z niewiadomego powodu
doprowadził nas do rozpaczy. Akurat było to w Boże Narodzenie, więc
zadzwoniliśmy na pogotowie – obiecano że ktoś do
nas zajrzy. Wchodzi lekarka – rąk nie umyła, ale niezagojonego pępka dotyka
bez żadnej żenady. W dodatku nieco podpita.
Kiedy słyszy że niemowlę dostaje cyca kiedy tylko zapłacze, jest
wstrząśnięta: „Coś podobnego! Jak na jakiejś
zapadłej wsi!”
Z tym karmieniem piersią to
bardzo ciekawa historia:
Otóż w PRL służba zdrowia
powszechnie zalecała matkom, aby jak najwcześniej kończyły z karmieniem piersią,
aby stopniowo przestawiały niemowlęta na picie rumianku (i w regularnych odstępach) – choć przecież karmienie piersią jest najbardziej
naturalne i z pewnością najzdrowsze, a niemowlę chyba najlepiej wie kiedy
potrzebuje pokarmu.
Przypuszczam że był to odgórny wymysł i
zalecenie władzy, skierowane najpierw do tych co przyszłe lekarki nauczają i
piszą wskazówki dla matek. Chodziło o to aby kobieta
jak najwcześniej wróciła do pracy, bo przecież gospodarka narodowa jej potrzebuje,
a dziecko można oddać do żłobka. Teraz ten szkodliwy obłęd zdaje się minął,
choć feministkom chyba to nadal przemawia do przekonania.
Mimochodem wspomnę takie sporadyczne usłyszenia jak – brak
zamiłowania do swojego zawodu ("Lepsze to niż karmienie świń"), niechęć
do dokształcania się ("Nie płacą mi za to") i wręcz obłąkańcze
ogłądanie jak popadło telewizji. Przejdę do szprycowania antybiotykami.
Małe dzieco wykazuje oznaki
przeziębienia – antybiotyk w płynie. Następna wizyta (ma wszelki wypadek,
bo źle się czuje) – niczego poważnego nie stwierdziła, ale
znowu antybiotyk. Dziecko jest często rodrażnione – luminal na
uspokojenie. Itd – było tego sporo.
Podejrzewam że też było to lansowane
przez władzę, aby dziecko jak najrzadziej, a jeśli już to jak najkrócej, chorowało,
aby matek nie odrywać od miejsca pracy ze szkodą dla gospodarki
socjalistycznej. Ale niewykluczone że wynikało to z przesadnej wiary w postęp
i naukowość, oraz z istniejącego podobno chłopskiego szacunku dla władzy
(skoro tak każe i dobrze na to spogląda, to nie wypada się sprzeciwiać).
Ostatnia przygoda to wizyta
u okulistki:
W przychodni rejonowej na korytarzu przed gabinetem nikogo nie
było. Z gabinetu dobiega trajkotanie dwóch pań. Siadłem naprzeciwko i czekam.
Po pewnym czasie skończyły. Jedna wychodzi, a druga – okulistka –
wygląda na korytarz, rozgląda się (siedzę naprzeciwko – dobrze mnie
widzi) i nic nie mówiąc wraca zamykając za sobą drzwi. Poszedłem sobie, bo
najprawdopodobniej jest tak głupia że nie domyśliła
się że jestem czekającym pacjentem. Ale bardziej prawdopodobne jest to iż jest
nieobyta, no i źle
wychowana. Wszystko jedno – do takiej wchodzić nie warto.
Podobno w niektórych
krajach jest cenzus na wstęp do zawodu lekarskiego – trzeba pochodzić z
rodziny lekarskiej – nie wystarczy chętka na awans społeczny. Z moich
doświadczeń wynika że jest to głęboko słuszne. Jest to
zawód który wymaga nie tylko umiejętności lekarskich
i doświadczenia, lecz także umiejętności kontaktu z ludźmi, delikatności,
taktu i elementarnego obycia. Nie mówiąc już o zakorzenionym nawyku do
czystości i porządku. To można wynieść tylko z dobrej rodziny.
Tu nie mogę się
powstrzymać od przytoczenia zadziwiających ale i
zabawnych zaszłości:
W
latach 1950 po zapadłych wsiach jeździły Ruchome Przychodnie Lekarskie.
I
zdarzyło się że przyszła baba do ginekologa. Zbadał ją
i powiedział:
„Mogłaby pani umyć się przed
wizytą u lekarza”
A
ona osłoniwszy to wstydliwie i krygując się:
„Iii tam, panie doktorze –
a kto by to paskudztwo ruszał!”
W
1982 (Stan Wojennny) wziąłem udział w wyprawie po rąbankę. Po kilku godzinach
samochodem dotarliśmy do chłopskiego gospodarstwa nad Bugiem, w którym
przywitała nas bardzo miła i dorodna rodzina – gospodarz i gospodyni z
trzema córkami (8–16 lat).
Rozglądam
się po izbie za kącikiem do mycia, ale nie widzę : „Gdzie
mogę ręce?”
Córeczki zaprowadziły mnie do studni, wyciągnęły
skądś miskę i doniosły kawałek mydla.
Oto drobne zabawne pomysly Pikiera (bo wymyślać coś nowego to on bardzo
lubi) |
|
Ryby dla wędkarzy
Czyż nie przyjemnie jest wracać z wędkowania z widocznymi kilkoma
pokaźnymi rybami? wszyscy podziwiają a i można zrobić
zdjęcie pamiątkowe. Zatem nadmuchiwane ryby – różnych gatunków i
wielkości.
Polak potrafi. Ja akurat nie
potrafię, ale jeśli komuś się powiedzie, to polecam się łaskawej pamięci (małe
conieco mile widziane).
Drabinki ewakucyjne
W każdym mieszkaniu powinna być drabinka gotowa do wywieszenia przez okno w
razie pożaru.
Polska
Piramida Narodowa
300 metrów wysokości wystarczy aby usunąć w cień
egipskie. To wielkie przedsiewzięcie – turystyka i tysiące sklepów w
środku.
Niech bogaci podzielą się z biednymi |
|
Podobno zaledwie 62
najbogatszych ludzi na świecie ma łącznie tyle pieniędzy, co najuboższa połowa
ludzkośc.
Na ile by się poprawł los tej najuboższej połowy, gdyby zabrać bogaczom tak z
90%?
Podczas jednego z XIX-wiecznych przewrotów we Francji u słynnego
bankiera-milionera pojawiła się delegacja ludu z żądaniem aby
podzielił się swoim majątkiem z narodem.
- Na ile oceniacie Panowie mój majątek?
- Na tyle-a-tyle
- No to na jednego obywatela wypadnie 20 franków. Proszę ogłosić
że każdemu kto się do mnie zgłosi tyle wypłacę.
|
literatura, wypisy, urywki, fragmenty, ciekawostki, rozmaitości |
|||
16 Września 2010 |
© Czytaj
! |
||
Picie zsiadłego mleka ma
sens tylko wtedy kiedy bierze się penicylinę doustnie.
Kiedyś uważano że chroni to florę bakteryjną w przewodzie pokarmowym, ale
obecnie uważa się że zsiadłe mleka jest w tym jałowe i stosuje się specjalne preparaty.