Wcale nie jest dobrze, a może nawet jest źle. Przeczytaj i
zastanów się.
O stanie rzeczy w Polskim Związku Brydża Sportowego 2000–2004 |
Szkoła
i Warsztaty (w
Internecie) „Nasz
System” – „Wspólny Język” – ? |
|
Jak uzdrowić PZBS ?? Kasacja ? Prywatyzacja ? Demokratyzacja ? Uspołecznienie ? Transplantacja ? Dyktatura ?! Transfuzja ?! |
|
10 Sierpnia 2004 |
|||
brydż, brydz, bridge, brydż sportowy, brydz
sportowy, bridge sportowy, Pikier, Sławiński, Slawinski, Łukasz Sławiński,
Lukasz Slawinski, |
|||
|
|
|
Tymczasowe zakończenie |
Ł.Sławiński |
20
IX 2004 |
Niedawno zanotowałem
refleksję, że zajmowanie się brydżem ogłupia.
Czy jest to tylko przejaw
mojego zarozumialstwa, czy też ma jakieś podstawy głębsze?
Różne głupoty wskazywałem w
brydżu wielokrotnie, można nawet powiedzieć, że na nie polowałem. Na ogół
starałem się wyjaśnić, dlaczego są głupotami. Było to ukłonem w stronę tych,
którzy nie chcą zbytnio męczyć szarych komórek na coś takiego jak brydż (po
prostu traktują go jako rozrywkę) oraz w stronę tych mniej wprawnych, by
wdrożyć ich w spojrzenie krytyczne. Niezależnie od chęci popisu własnego, miało
to więc pewien walor edukacyjny, kto wie – może nawet znaczny.
Znam jednak brydżystów
równie sprawnie wyławiających wszelkie głupoty (oczywiście
nie chodzi tu o takie drobiazgi jak np niedostrzeżenie rozgrywki optymalnej),
tyle tylko że nie mają ochoty pchać się na szczyty brydżowego forum; a listy jakie od czasu do czasu
otrzymuję świadczą, że takowych jest znacznie więcej niż można by sądzić z
niemal bezkrytycznego tonu w mediach.
Znam również kilka osób
przerastających mnie intelektualnie, z którymi stykam się b.rzadko i raczej
tylko przypadkowo. Kiedy, korzystając z okazji, relacjonuję im jakiś nonsens w
życiu brydżowym, na twarzy pojawia się znudzenie, a rozmówca ucina mój wywód
słowami: „Po co mi tłumaczysz rzeczy oczywiste? Powiedz lepiej coś ciekawego”.
Na
szczęście w brydżu jest i tak bez porównania lepiej i piękniej niż w innych
dyscyplinach sportu.
Posłuchajmy
głosu niewątpliwego malkontenta:
Rafał A. Ziemkiewicz „Najwyższy Czas” 18 IX 2004 s.IX
Mało
jest rzeczy, które by mnie interesowały mniej niż sport wyczynowy. Podobnie jak
stary Witkatz uważam, że zaprzątanie umysłów młodzieży tym, że Maciek Wąbała
skoczył o parę centymetrów wyżej albo pobiegł o parę sekund szybciej niż Jasiek
Wątorek to jeden z licznych przykładów skretynienia współczesnych czasów. Ale z
jakiegoś powodu dla tak zwanych mas igrzyska sportowe stały się niezmiernie
ważne, A skoro tak, wszystko co się z nimi wiąże stało się polityką.
W
naszym wypadku polityka, tak jak zresztą w wielu innych dziedzinach,
podporządkowana została interesom koterii. System zbudowany jest mniej więcej
tak samo, jak był za czasów Peerelu – na dole są kluby sportowe w rodzaju
sportretowanego przez Bareję klubu „Tęcza”, na ich prezesach, „działaczach”,
wspiera się władza związków „kierujących” poszczególnymi dyscyplinami, ci zaś
niosą na swych barkach komitet olimpijski. Poza tym są jakieś nie do końca dla
mnie jasne związki między tym wszystkim a ministerstwem, i jest jakaś Polska
Konfederacja Sportu. Wszystko to jak za dawnych lat zapewnia świetne życie
licznej grupie wpływowych ludzi, którzy bankietują po całym świecie za
pieniądze podatników i drobnych hazardzistów. Pieniędzy jest coraz mniej, więc
po opłaceniu kosztów własnych na sport już ich nie starcza, i ten fakt, po
sławnym laniu zebranym przez naszą reprezentację na olimpiadzie, powoduje
liczne krytyki i prasowe dysputy. Ogólny ton owych polemik jest krytyczny dla
systemu, ale mało kto proponuje jakąś jego konkretną przebudowę. Oznajmienie że
światek „działaczy sportowych” jest be, stanowi raczej rytualny wstęp, za
którym idzie wołanie do szafarzy publicznej kasy o więcej środków na sport, bo
odnoszący sukcesy sport to promocja kraju i zadowolenie obywateli.
Ten
ostatni argument budzi moją szczególną irytację, bo kryje się w nim odpowiedź
na zasadnicze pytanie: po diabła i w imię czego mam finansować Jaśka Wątorka i
Maćka Wąbałę ? Otóż z tej samej przyczyny, dla której finansuję, na przykład,
dopłaty do deficytowych gałęzi przemysłu, pozwalające utrzymać je w głębokim
deficycie nawet wtedy, gdy przypadkiem na świecie zapanują korzystne
koniunktury. Bo w ten sposób politycy, którzy się do moich pieniędzy dorwali,
kupują sobie spokój. Może szaleć korupcja, bezrobocie i fiskalny wyzysk, mogą
rządzić kompletni kretyni i złodzieje, ale jeśli przy okazji zdobywać będziemy
złote medale, ludek zniesie to łatwiej. Biorąc to pod uwagę, wolę już, żeby
chłopcy paszczykowcy trwali na swoich synekurach i żebyśmy żadnych medali nie
zdobywali nadal.